czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 5

-Gab,halo,jezu wstawaj...wiem,że jest weekend,ale jesteś mi bardziej niż koniecznie potrzebna. -usłyszałam prawie niedosłyszalny szept mojego brata.
-Josh,wiesz że cie nienawidzę? Która jest godzina? -spytałam lekko podnosząc powieki.
-A więc jest 9. -popatrzył na mnie błagalnie.
-Dobra,o co chodzi?-spytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Chciałbym zrobić męski wieczorek,bo rodzice wracają dopiero jutro i bardzo potrzebuje,żebyś się stąd ulotniła za 7 godzin.
-To czemu budziłeś mnie o 10?-spojrzałam na niego wrogo. -Mogłeś równie dobrze obudzić mnie za 6 i pół godziny i też bym się gdzieś zabrała.
-Przepraszam?
-Co będę z tego miała? -spytałam wywracając oczami.
-Wszystko co zapragniesz. -uniosł dwa palce ku górze robiąc znak harcerza.-Przysięgam.
-Dobra. -jęknęłam, lekko podnosząc się z łózka.
-Kocham cię.-pocałował mnie mocno w policzek,po czym opuścił mój pokój.
Odetchnęłam spokojnie, po czym pokierowałam się pod prysznic. Zmyłam z siebie ostatnie resztki snu. Wyszłam sprawnie z kabiny i pokierowałam się do swojego pokoju. Wysuszyłam szybko włosy i przebrałam się w coś na dzisiaj. Nałożyłam lekki makijaż i byłam gotowa. Do podręcznej torby zapakowałam poduszkę,telefon i inne przydatne rzeczy, a po pache wsadziłam koc i tak udałam się do Kathy. O dziwo otworzyła mi jej mama.
-Dzień dobry Gabriello.
-Dzień dobry pani Rose. -uśmiechnęłam się lekko. -Przyszłam do Kathy.
-Niestety,ale chyba dzisiaj nie będziesz mogła jej odwiedzić. -powiedziała surowo.
-Ale...
-Kathy ma szlaban,przepraszam Gabriello ale śpieszę się do pracy. -odparła i zamknęła mi drzwi przed nosem.
Znałam dobrze jej mame i od kiedy ją znam zawsze taka była. Zimna.
Okej...
Wróciłam do domu z napewno najdziwniejszą miną jaką umiałam zrobić. Zamknęłam za sobą drzwi i zdjęłam buty.
-A ty tu co robisz?
-Kathy ma szlaban.Zostaje w domu. -rzuciłam rzeczami o podłogę wściekła jak nie ja.
-A nie możesz iść do jakiejś innej koleżanki?
-Nie. -oburzyłam się. -Zostaję.
-Nie. Posłuchaj...to moja impreza,nie obchodzi nie do kogo pójdziesz,masz stąd iść i nie przynosić mi wstydu.
-Wiesz...nie wiem po kim masz te geny,ale jesteś chamem. -splunęłam i pobiegłam na górę.
Wszystkie rzeczy wyrzuciłam na łóżko, po czym rzuciłam się na nie brzuchem do sufitu.
Co ja teraz zrobię? To nie chodzi o mojego brata,bo może mi tak pieprzyć zawsze,ale o to,że ostatnim towarzystwem jakie bym wybrała to towarzystwo mojego brata i jego kolegów.
Już mam....Justin.
Szybko wygrzbałam z pod siebie telefon,przesunęłam palcem bo wyświetlaczu odblokowując go i napisałam szybko smsa.
"Mogłabym dzisiaj do ciebie wpaść? Na noc? "
Odpisał chyba po dwóch sekundach.
"Brzmi kusząco,ale jest jedno ale...........moja młodsza siostra jest w domu."
"Wszystko lepsze od mojego brata"
"Wytłumaczysz potem:)"
"Będę niedługo".

Jak mus to mus. Znów poszłam się przebrać, w coś innego.
Poprawiłam trochę makijaż i byłam gotowa. Chwyciłam torbę,którą miałam zabrać do Kathy i zeszłam na dół.
-Gdzie idziesz?
-Nie twoja w tym głowa,w końcu nie mogę ci przynieść wstydu. -warknęłam.
-Gab..
-Po prostu daj mi spokój!-krzyknęłam i zatrzasnęłam przed nim drzwi.
Przy bramie pod naszym domem stał samochód i to nie byle jaki. Postanowiłam go minąć,ale gdy tylko koło niego przechodziłam klakson zatrąbił za szyba otworzyła się.
-Ktoś wzywał podwózkę? -zza szyby wyłoniła się głowa Justina.
__________________________________________________________________________
witam po małej przerwie:) od lipca,ale nie ważne.
jak się podoba?
widok stronki troszke się zmienił,no i przybyło bohaterów.mam nadzieje,że się podoba,do zobaczenia niedługo:)

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 4

Obudziłam się całą w skorwronkach,bo po porannym smsie od Justina skojarzyłam że wczorajsze zdarzenia nie były snem i ten pocałunek miał miejsce.
" Czuje się samotny bez ciebie u boku. Kiedy będziesz? Jus xoxo"
Nic nie odpisałam tylko poleciałam pod prysznic. Umyłam się moim ulubionym żelem miodowym. Na włosy nałożyłam szampon i odżywkę vaniliową. Po ok. 10 minutach wyszłam z zaparowanego pomieszczenia owinięta jedynie ręcznikiem i pomaszerowałam do pokoju. Włączyłam laptopa i puściłam moje demo, na którym śpiewam. Piosenka ślicznie roznosiła się po moim pokoju a ja w jej rytmie  wybierałam jakieś ubranko na dzisiaj. Wkońcu wybrałam coś odpowiedniego , bo w końcu ide do szkoły, a zresztą kochałam tego czarnego fullcapa. Włosy wysuszyłam i odrobinę zakręciłam,a oczy potraktowałam kredką i eyelinerem. Tak gotowa zeszłam na dół przywitać się z rodzinką, jednak zastałam tam pustkę. CO?! Jak to możliwe że nikogo nie ma?! Spojrzałam na zegarek na ręku. CO?!?! Była już 7, a ja jeszcze nie u Jusa? Chwyciłam torebkę z drugim śniadaniem oraz torbę z książkami i  wybiegłam z domu. Chwila. Mam zostawić dom otwarty? Wróciłam się do pomieszczenia.
-JOSH!
-No?
-Zamykasz dom!
-Czemu?
-Bo ja się śpieszę,pa! - rzuciłam i pobiegłam w stronę domu chłopaka. Boże. Spóźnie się. Przecież jest już po 7. AAAAAAAAAAAAA! Tak na serio, bieganie nie sprawiało mi żadnej trudności,bo trenowałam kosza przez 8 lat. A ta gra to jest BIEGANIE za piłką,więc? To banał. Dobra. Dobiegłam do domu Jusa. Znów spojrzałam na zegarek 7.30. Rzesz! Zadzwoniłam do drzwi,po chwili otworzyła mi kobieta.
-Dzień dobry. -uśmiechnęłam się. To pewnie była jego mama.
-Dzień dobry. Do Justina,tak?
-Yhhhh,tak.
-Schodami na górę i drzwi na lewo.
-Dziękuję. - znów obdarzyłam ją uśmiechem i ruszyłam na górę. Zapukałam lekko do drzwi i powoli weszłam wgłąb.
-Hej. - powiedziałam.
-Hej,troche się spóźniłaś,ale czekałem aż mnie ubierzesz. - te słowa wywołały u mnie uśmiech.
-Ok,to zaczynamy.  -otworzyłam wielką szafę chłopaka. Było tam chyba wszystko co chłopak mógł ubrać. Śliczne i nowiutkie Fullcapy. Boziu. Wybrałam mu na dzisiaj coś zwykłego,żeby ludzie w szkole się do niego przyzwyczaili. Baiły t-shirt,czarne spodnie z krokiem i morska bluza załatwiały sprawę. Do tego parę ozdób i włosy postawione na żel. Bóstwo nie chłopak.
-Noi jak? -odwrócił się wkońcu.
-Jak bóg. - uśmiechnęłam się. Chłopak podszedł do mnie i mocno przytulił po czym lekko pocałował.
-Twój bóg. I tylko twój.- mimowolnie znów się uśmiechnęłam.
-Dobra na nas czas,no nie?
-No tak...- Szliśmy z jakieś dobre 20 minut,bo ciągle się zatrzymywaliśmy,nawet nie pytajcie po co. W końcu doszliśmy do szkoły. Justin porwał moją dłoń i ją ucałował a potem splótł ją ze swoją na oczach całej szkoły na korytarzu. Każda, dokładnie KAŻDA laska się na niego gapiła.
-Mówiłam że ja robię cuda?
-Co masz na myśli?
-Z kujonka zrobiłam SUPER OGIERA.
-Mrrrrrrrr- zamruczał,obrócił mnie na pięcie i czule pocałował. Zaczęły się szepty i pokazywanie palcem. -To tylko chwilowe. - wyszeptał. Pewnie zobaczył mój wyraz twarzy.
6 lekcji poszło z dymem. Teraz przyszedł czas na wf. Przebrałam się jako pierwsza z dziewczyn. Włosy zaczesałam w wysokiego kitka i pobiegłam już na sale. Chyba nie tylko ja się tak szybko przebrałam, bo Justin już ćwiczył rzuty do kosza. Szybko podbiegłam, podskoczyłam wysoko i chwyciłam piłkę.
-Tak to się robi. - stanęłam tyłem do kosza i rzuciłam. Trafiony!
-WOOOW,jestem pod wrażeniem. - chłopak zaczął klaskać, co znowu wprawiło mnie w uśmiech. Rzuciłam piłką w niego. Reszta klasy dotarła. Rzecz,która mnie ogromnie zdziwiła,to było to że Justin teraz ma w szkole nowych kumpli. Wcześniej ich nie miał. Szczególnie przyjaźni się z Jamesem z naszej klasy. Chyba rzeczywiście się dogadują. Na boisko wbiegły dziewczyny,co oczywiście zostało zdopingowane głośnym gwizdaniem chłopaków. Na boisku zauważyłam Kathy. Od razu do niej podbiegłam.
-Kathy? Co ty robisz na wfie? Przecież ty zawsze olewasz wf...
-Tsaaa,ale pan Smith kazał mi chociaż raz przyjść bo mi nie zaliczy przedmiotu.
-Aha?
-Widziałam cię rano z jakimś chłopakiem,ze ślicznym chłopakiem. Nie znam gościa, kto to?
-Justin. Emmmmm,ten kujonek...
-CO?! Czyli on tak wygląda w realu?
-Noooo
-Zazdroszcze. Noi przynajmniej masz z kim iść na bal,a ja jak zwykle nie mam. - No tak! Zapomniałam o balu semestralnym. Jest w sobote.
-Zobaczysz, też ci kogoś znajde...
-Obiecujesz?
-Obiecuje.
-Ok, dzisiaj gramy dziewczyny na chłopaki! - rozbrzmiał głos pana Smith'a.
-Ale w co proszę pana? - spytała Courtney,moja kumpela z treningów.
-W kosza, ma się rozumieć!- krzyknął,chociaż był obok nas. Gdy tylko padło słowo 'kosz' bardzo się ucieszyłam. Dobrze zrobi jak poćwiczę,bo już dawno nie grałam.  - Ok,kto wybija? -od razu się zgodziłam. Z chłopaków wypychali na początku Jamesa bo jest najlepszy w kosza z chłopaków,ale nie chciał więc wypchnęli ich 'nowego ziomka' Justina. Gdy tylko mnie zobaczył podszedł. - Ok,podajcię sobie dłonie i zaczynamy. Bez faulowania ma się rozumieć! - znów się wydarł. Każdy z nas podał sobie dłoń. Ostatni był Jus. Podszedł do mnie i wyszeptał mi na ucho:
-My nie podajemy sobie dłoni,robimy coś innego prawda? - uśmiechnął się szyderczo i wpił się w moje usta.
-Dobra,dosyć tego! -krzyknął nauczyciel,ale był tylko metr od nas,mógł to normalnie powiedzieć. Tak nas przestraszył że przerwaliśmy czułości i przeszliśmy do gry. -3...2...1! I start!- Justin wybił piłkę,ale ja ją szybko odebrałam,a że inne dziewczyny <oprócz Courtney>  bały się złamać sobie paznokcia odbijając piłkę,to w ogóle nie brały udziału w grze. I tak to właśnie ja i Courtney wygrałyśmy 3:2. A byłyśmy tylko 2 na 15 chłopaków. To było coś! Po udanym wf-ie poszłam pod prysznic,znów ubrałam na siebie ubrania a rzeczy od wfu wrzuciłam do mojej czarnej torby z adidasa. Noi skończyliśmy lekcje. Oczywiście musiałam czekać na Biebera,bo ten się grzebał. Wiecie czemu? Bo ganiali się z chłopakami w samych ręcznikach po całej sali. W sumie to było pociągające,ale naprawdę denerwujące,ale poczekałam. W końcu królewicz z bajki wyszedł psikając jeszcze swoim perfumem do pomieszczenia na odchodne. Wyszedł ze swoim nowym ziomkiem,Jamesem. Gdy wyszliśmy z budynku zorientowałam się że chłopak idzie w inną stronę niż ja.
-Słonko,nie idziesz ze mną? - spytałam go.
-Przepraszam, kochanie,ale musze na chwile zajść do Jamesa. Mogłabyś pójść sama?
-Ok,wporządku. - odwróciłam się na pięcie i poszłam w inną stronę.
-Nie gniewasz się,prawda? - podbiegł do mnie. Oczywiście że byłam na niego MEGA WŚCIEKŁA,bo to dzięki mnie ma teraz przyjaciół,ale nie mogę mu tego zabronić,wkońcu to facet,a nie moja zabawka.
-Oczywiście że nie,skarbie. - pogładziłam go po policzku, miałam ochotę teraz dać mu z liścia,ale nie mogłam,musiałam się hamować.
-To dobrze, Gab - musnął lekko moje usta i odszedł. AHA, Czyli to tak teraz będzie wyglądało,tak? On będzie sobie z kolegami,a ja będę sama? Ale nie,spokojnie. To w końcu Justin,a nie jakiś bachor. Trzeba się opanować,bo w końcu nie mam go na wyłączność...
*********************************************************
Ekhm....<okaszlnięcie>
No więc? Co o tym myślicie? Myślicie że Jus coś zrobił? Chyba nie,co?
Komentarze byłyby mile widziane,serio

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 3

-Justin?! Ale........ty..........byłeś inny..........a teraz? EEEEEEE- sama palnęłam się w czoło,bo nie miałam tego mówić.
-Może się przejdziemy i ci wszystko wyjaśnie,hmmm?
-Ok, mi pasuje. - odłożyłam torbę do przedpokoju domu Justina i udaliśmy się na spacer.
-Więc,tylko ty z tej twojej szkoły widziałaś mnie takiego,mam na myśli mnie,prawdziwego,takiego jak wyglądam w realu.
-Ale czemu nie chodzisz tak ubrany do szkoły? Nawet nie wiesz ile dziewczyn za toba latało.
-Wiem. Opowiem ci coś ok?
-Ok.
-Jak byłem w mojej starej szkole zupełnie olewałem nauke. Liczyło się dla mnie to ile kto ma kasy. Nie myślałem że to tak strasznie boli innych. Potem zawaliłem zupełnie pierwszy semestr,a to jest wkońcu trzecia klasa i trzeba się naprawdę starać żeby iść na naprawdę dobre studia, a ja to olałem. Liczyły się tylko laski i kasa. Nic więcej. Więc moja mama postanowiła zrobić coś co zniszczy mi życie. Przepisała mnie do innej szkoły i zabroniła mi być sobą. Pokupywała jakieś koszule i ohydne sweterki żebym nie był sobą,żebym skoncentrował się wyłącznie na nauce, i tak się stało. Pragnę się dostać na wymażone studia,dlatego nie mogę sobie znów pozwolić na coś takiego.
-Okeej? Rozumiem,ale czemu masz udawać kogoś kim nie jesteś?
-Nie mam wyboru... - to był dziwny chłopak,ale trochę go rozumiałam.
-Musisz być sobą. Rozumiesz? Sobą i tylko sobą!
-Chce żeby to zostało pomiędzy nami.
-Nie! Dziewczyny mają się dowiedzieć jakie z ciebie ciacho....eeee.......sory..ja
-hahaha,nic nie szkodzi...wiele razy to słyszałem jak byłem w starej szkole. Wiesz, jesteś inna, taka zwyczajna. Nikogo nie udajesz.
-Dzięki. - na pewno na mojej twarzy zagościł teraz spory rumieniec. - Proszę cie, Justin. Bądź sobą...
-Naprawde tego chcesz?
-Chce,jak najbardziej.
-Więc będę. - chłopak lekko dotknął mojej dłoni, po czym złączył ją ze swoją. Ciarki przeszły po całym moim ciele. Był tak nieziemsko przystojny,że odbierało mi mowę.
-Justin?
-Tak?
-Jutro do ciebie wpadne i opracujemy ci jakiś superciuszek do szkoły, co ty na to?
-Jestem za,ale chyba musze ci pomóc z matmą. Nie wydaje ci się?
-No tak, jezuu,na śmierć zapomniałam!
-No to lecimy...
Pobiegliśmy szybko do jego domu. Chłopak przez całe 2 godziny mi tłumaczył mi te wszystkie zależności,ale nie na marne, bo z tych  korków wyniosłam więcej nić z całego pierwszego semestru i miałam odrobioną całą pracę domową również z pierwszego semestru. Po 'zajęciach' Justin jeszcze mnie odprowadził pod sam dom,bo cytuje go "takie śliczne dziewczyny jak ty nie powinny się pałętać o tej godzinie same po mieście".
-Dziękuje, Jus.
-Jus? Czy ty dałaś mi właśnie zdrobnienie?
-Tak, a nie mogę? - uśmiechnęłam się zadziornie.
-Więc ja też dziękuję, Gab - odwzajemnił zadziorny uśmieszek.
-Dobranoc,Jus-dałam mu buziaka w policzek i już miałam wchodzić do domu,gdy jego ciepła dłoń znów dotknęła mojej i zwinnie mnie odwrócił.
-Dobranoc,Gab - wypowiedział słodko chłopak i lekko musnął moje usta. Pochylił się  i szepnął mi na ucho: - Przyjdź jutro rano,ok? - pomachałam twierdząco głową. Jeszcze raz posmakowałam jego ust i odszedł.
Ja o mało nie zemdlałam, bo gdy weszłam do domu po prostu zaliczyłam glebe, bo nogi się pode mną ugięły. Już nie mogę się doczekać jutra.
***********************************************
Taki se tam słaby dosyć,ale troszku romantyczny.
O to chodziło cnie?
Proszę o jakikolwiek znak,że monitor wam nie pękł jak to czytaliście,bo normalnie ostatnio z opowiadaniami na psy schodzę.
To tyle, dzięki i do zoba <3

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 2

Moje przypuszczenia się powiodły i niestety się obudziłam. I co? Mam iść tak po prostu do szkoły? O nie! Co to,to nie! Zostaję w domu.
***
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Ma to swoje plusy i minusy. Minus jest taki że żeby nie iść do szkoły musiałam powiedzieć mamie co się stało wczoraj, ale jest też plus że nie musze się bać i wstydzić wchodząc tam,jednak kiedyś będę musiała tam wrócić. I stanąć twarzą w twarz z upokorzeniem. Pewnie zadajecie sobie teraz pytanie czemu upokorzenie? Kiedyś ktoś się dowie i rozniesie się to po całej szkole. Tak bardzo tego nie chce. Nigdy nie byłam wyśmiewana w szkole. Jasne. Nie miałam zawsze najlepszych butów czy ubrań, ale nigdy nikt się ze mnie nie śmiał. Teraz będą mówić pewnie coś w stylu "zarabia dupą na opinię u nauczycieli,dziwka" itd. Nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły lać się ciurkiem przypominając rzekę.
W domu posiedziałam jeszcze 2 dni,żeby chociaż trochę przesiedzieć to najgorsze.
***
Nadeszła środa. Postanowiłam rzeczywiście iść już do szkoły,bo do nadrabiania było coraz więcej,a ja nie chce mieć zaległości.
Obudził mnie głos smsa. Przetarłam oczy,żeby zobaczyć ekran.
-"Boże, Gab. Co się z tb dzieje?!?! Nie było cie w szkole już 2 dni!"
-" Nic się nie dzieje,a co ma się dziać?! Byłam chora,chyba,a ty co? Byłaś?"
-"Byłam właśnie. Ruszaj dupe,bo późno i do szkoły trzeba iść!!!"
-"Lece. <3 "
Od razu, jak na zawołanie wstałam i pobiegłam na dół, w celu zjedzenia czegoś. Zrobiłam sobie poranną kawę,usiadłam na parapecie i przyglądałam się pogodzie. Jak to w Californii, zawsze słonecznie i gorąco. Po "śniadaniu" musiałam iść się jeszcze ogarnąć. Wczoraj brałam kąpiel,więc wystarczy ułożyć włosy i nałożyć trochę makijażu. Noi jeszcze jakieś ciuchy. Postawiłam na dosyć prostą kreację. Włosy podkręciłam na końcówkach, a na oczach umieściłam lekkie kreski. GOTOWA.
Chwyciłam już wcześniej spakowaną torbę i zeszłam znów na dół. Tym razem w kuchni już krzątała się mama, tata czytał gazetę popijając sypaną <dla mnie ohydną> kawę, a Josh układał sobie włosy na żel w przedpokoju. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. To było dziwne,ale to taki impuls, nie umiałam tego powstrzymać.
Ku mojemu zdziwieniu brat odwrócił się i oddał uścisk. Moje zdumienie miało teraz 100000000000% a ja po prostu nie mogłam uwierzyć! Mój brat to był typowy fejm szkolny. Miał wyjebane na wszystko a cała szkoła srała jak przechodził korytarzem. No cóż. Przez niego i ja byłam nieźle popularna w budzie, co mi psuło humor,bo nie znosiłam fejmów! To takie snoby,które chwalą się kasą. Nie znoszę takich ludzi!!! Wracając do uścisku był uczuciowy i czułam że pierwszy raz się tak przytuliliśmy.
-Pomożesz z tą fryzurą,bo jest beznadziejna dzisiaj,a ja musze dobrze wyglądać? - powiedział gdy już się od siebie oderwaliśmy.
-No oczywiście! - dodałam i zaczęłam układać jego brązowe włoski. Nie zajęło mi to dużo czasu,bo były perfekcyjnie obcięte, tak jak zawsze.
Coś między mną a Joshem się zmieniło,chyba naprawdę się kochamy. Nie żałuję że mam brata,cieszę się i nie zamieniłabym go na nikogo innego. Jak to zawsze mama dała nam torebki z drugim śniadaniem, w której też zawsze było 10 $ i wyszliśmy razem z domu. Kathy już czekała tupiąc rytmicznie nogą.
-Noi znowu spóźniona! Jak zwykle!
-Ona przynajmniej nie olewa szkoły jak niektórzy- wtrącił się mój brat. Nie no nie wierze że mnie broni.
-A ty się nie wtrącaj! - krzyknęła Kath widocznie zgaszona przez mojego Braciaka.
-Gab, jedziesz ze mną? Dziś debile nie jadą. - powiedział uśmiechając się do ekranu telefonu.
-Ok, możemy jechać.
-Wsiadajcie. - dodał po czym nasunął palcem na przycisk w kluczyku, który otwiera jego BMW i pojechaliśmy. W szkole nic nie było nadzwyczajne, a raczej normalne. Czyli się nie dowiedzieli o próbie gwałtu na mnie. I dobrze. Dziś wyjątkowo byłam na czas i pani nawet mnie pochwaliła. Gdy całą klasą weszliśmy do sali matematycznej zobaczyłam tego nowego.....eeee jak on tam JUSTIN! No tak!  Siedział już pilnie w NASZEJ ławce i czekał na panią wraz z nami,by zacząć lekcje. Wyglądał dokładnie tak jak wcześniej tylko sweterek miał inny. Wyglądał co najmniej komicznie,a okulary totalnie zasłaniały mu twarz.
-Czemu nie było cię 2 dni w szkole? Byłaś chora? - spytał.
-Sprawy rodzinne. - dodałam i wpadłam na świetny pomysł. Nie nadrobiłam jeszcze 2 dni matematyki,a robili sporo zadań. - Ejjj,przepraszam że cie o to pytam,ale czy pomógłbyś mi z matematyką? Poszliście już bardzo do przodu a jednak mnie nie było na 4 matematykach (mamy po dwie na dzień). Nie wyrabiam z materiałem.
-O,jasne że pomoge. To może przyjdziesz do mnie po szkole?
-Ok,mi pasuje, to może o 17?
- Ok, to mój adres. - podał mi małą,białą karteczkę.
-Dzięki.
Ten pomysł był świetny! Pomoże mi z materiałem,a ja nie będę na lekcji siedzieć jak tuman, tylko będę coś, cokolwiek wiedziała. Cały dzień zleciał bardzo,ale to BARDZO szybko!
Wróciłam do domu. Odrobiłam wszystkie lekcje na jutro, a do torby wrzuciłam podręcznik i zeszyt od matematyki.
-Gdzie idziesz? -spytała mama wychodząc z salonu.
-Na korki.
-Na jakie korki?
-Nie wyrabiam z materiałem,więc kolega z klasy mi pomoże.- dodałam, założyłam do końca buty, pożegnałam się i wyszłam. Justin mieszkał dalej niż mi się wydawało i przez to się trochę tak z 10 minut spóźniłam.
Jeszcze raz zerknęłam na kartkę z adresem i zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzył mi jakiś chłopak. Zatkało mnie. Był prześliczny. Domyślam się że to brat Justina,ale zwaliło mnie na kolana.
-Emmmm,hej ja do Justina. - powiedziałam wyraźnie się rumieniąc.
-EEEEE,ale to ja...hahahaha-zaśmiał się słodko chłopak. Chwila...Co?!?! To jest Justin?! Ludzie! ie kitujcie mnie! Co się stało z tym kujonkiem?!?! Co to kurcze jest?!?!?!?!
*******************************************************
Oto rozdział 2!!!
Mam nadzieje że się podoba. Przepraszam że taki nudny ale jakoś nie miałam weny,a nie mogę tutaj ciągle nie dodawać,więc myśle że zrozumiecie i że chociaż trochę się wam spodoba <3

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 1

Jak co dzień obudził mnie głos mojego irytującego już budzika. Zwlekłam się niechętnie z łóżka, wzięłam już wcześniej przygotowane ubrania.
Powlekłam się do łazienki i wzięłam gorący prysznic. Wrzuciłam na siebie ciuszki i wyszłam z zaparowanego pomieszczenia.
Piżamy złożyłam w kostkę i wsadziłam pod poduszkę, a moje kochane,puchowe kapcie schowałam pod łóżko. Czas,aby powiadomić moją kumpele żeby się ruszyła pod okno.
(nasze domy stały obok siebie,a najlepsze było że nasze okna były naprzeciwko siebie i gdy odsłoniłam roletę widziałam co robi).
Wysłałam do niej wiadomość:
" Rusz zacne cztery literki pod okno i obczaj czy mogę tak iść ubrana do szkoły ...<3"
Na reakcje mojej najlepszej przyjaciółki nie musiałam długo czekać bo po niecałej minucie otrzymałam wiadomość:
-" W każdym stroju możesz się pokazać,bo jesteś po prostu śliczna! Jeszcze śpię. Branoc<3"
- "Nie znasz się i tyle. Idę się spytać mojego braciszka. On mi doradzi. Wstawaj! Już!"
- " Ok. :))))) Ale na wstawanie  nie masz co liczyć!"
- "Ok, pojade z Joshem. Bez łaski!"
Bo przemiłej rozmowie z Kathy poszłam rzeczywiście do mojego brata po radę.
Powoli otworzyłam drzwi od jego pokoju, aż wkońcu do niego weszłam.
-Hej, co chcesz? - spytał nadal wgapiając się w lustro poprawiając sobie włosy.
-Hej. Chciałabym ci zadać 2 pytania.
-Dawaj.
- Po 1: Jak wyglądam? A po 2: Chciałbyś mnie zawieść do szkoły?
-Więc: Wyglądasz super! Ale nie masz co liczyć, że narobię sobie siary i cię zawiozę do szkoły.
-Proszeeeeeeee! Nie chce jechać tym obskurnym autobusem!
-Co ja będę z tego miał?
-Dozgonną wdzięczność i emmmm...załatwię ci numer tej Patty z mojej drużyny.
-Lubię z tobą robić interesy.
-Ja również. - dodałam i poprawiłam lekko grzywkę. -Jedziemy?
-Jasne!
Pożegnaliśmy się z rodzicami i wraz z kumplami mojego brata, czyli Matt'em i Jasonem pojechaliśmy do szkoły.
Droga nie była długa,ale bardzo i to bardzooo męcząca, bo jego koledzy ciągle nawijali o jakiś zespołach. Kiedy już dojechaliśmy pożegnałam się z  "kolegami" Josha zwykłym przytulasem , a do brata rzuciłam zwykłe "cześć"i wyszłam z czarnego BMW.
Pewnie dziś nie planowali iść do szkoły...
***
Wparowałam do klasy zdyszana jak nigdy. W końcu 4 piętro szkoły to nie byle co. Szczerze mówiąc chciałam ominąć tą lekcje, a była nią matma. Nienawidziłam matmy! To dla mnie jak jakaś czarna magia.
A więc wparowałam do klasy trzaskając przy tym mocno drzwiami o ściane. Na szczęście nie działo się nic nadzwyczajnego. Usiadłam do <jak zwykle> mojej pustej ławki i wyrównywałam oddech.
-Panno Price. W tej szkole obowiązują jakieś zasady. Mniej więcej chodzi mi o spóźnienie,które wpisuje ci po raz...-zajrzała do dziennika - po raz piąty. To oznacza obniżone sprawowanie, panno Price czy będzie pani łaskawa więcej się nie spóźniać?
-Oczywiście proszę pani. - uśmiechnęłam się ironicznie.
Po jakiś niecałych 5 minutach do naszej klasy wszedł pan Dyrektor z nowym uczniem. Tak,tak ta jędza coś tam wspominała,że będzie z nami do klasy chodził jakiś nowy.
-Dzień dobry wam, uczniowie. To jest nowy uczeń - Justin.
Więc niejaki Justin z tego co usłyszałam przepisał się z innej szkoły tutaj. No on w tej szkole nie będzie miał życia. To mu gwarantuje.
No bo błagam, już sam wygląd odpycha. Jakiś sweterek,pod tym biała koszula i spodnie w kant. Włosy zaczesane na dół i jakieś wielkie czarne gogle. Stylowy kujonek.
***
-Justin zajmij miejsce...emmmmm,może obok panny Price. Naszej spóźnialskiej królewnie. - boziu co za jędza. Nie dość że będę miała obniżone sprawowanie, to jeszcze będę tracić reputacje przez tego kujonka. Wszyscy w klasie wydali tylko z siebie takie 'UUUUUUUUUUUUUUU'. No to super. Teraz i ja mam przesrane.
Chłopak zajął miejsce i rozpoczęła się lekcja.
-Emmmm......wiesz,nie kupiłem jeszcze książek, czy mogłabyś użyczyć mi swoje? - chłopak lekko się przysunął żeby widzieć zadania, i zapisywał wszystko pilnie do zeszytu.
-Ok,prosze - odpowiedziałam grzecznie i podsunęłam mu książke. Oczywiście grzeczność była ironiczna,bo nie chciałam żeby sobie bóg wie co o mnie pomyślał.
Cała lekcja minęła nadzwyczajnie szybko i bezboleśnie <mam na myśli chodzenie do tablicy>.
Ogólnie dzisiejszy dzień nie był taki zły jak przypuszczałam.
***
Po powrocie do szkoły jak to zwykle odrobiłam lekcje. Dochodziła 18, z czego wynikało że mam 10 minut,żeby dobiec na trening.
Chwyciłam wcześniej zapakowaną torbę i zbiegłam na dół.
-Ty jeszcze nie poszłaś? - spytał tata i spojrzał na mnie spod laptopa.
-Właśnie ide. Miałam mase lekcji. - rzuciłam i wybiegłam z domu.
Tak naprawdę kochałam sport,ale myśl że musze znów wracać do tej budy na trening psuło mi humor. Byłam już spóźniona ze 3 minuty.
Przebrałam migiem na siebie moją kochaną za dużą bluzkę z napisem "I love sport", i moje świetne spodenki z Pumy. Na nogi wrzuciłam moje Adidasy, a włosy upięłam w kitka na czubku głowy.
Do ręki chwyciłam wodę i moją Mp4 i poleciałam na sale, w której już były zajęcia.
Jak się okazało na salce,w której zawsze biegamy nikogo nie było. Nie ukrywam że mnie to zdziwiło.
-Pewnie są na dworze. Przecież jest ładna pogoda. - pomyślałam i poszłam do tylnego wyjścia,które prowadziło na ogromną bieżnie wokół szkoły. Tam również ich nie było. Czy możliwe żeby trener zapomniał mnie poinformować?
Wróciłam zrezygnowana do szatni i powoli zaczęłam się przebierać.
Nagle poczułam czyjś dotyk  na moim nagim brzuchu i gwałtowne przypchnięcie do ściany. Mój strach nie znał granic.
Już dobrym, i bardzo starym trikiem koszykarskim uwolniłam się z uścisku,tak że stałam teraz twarzą w twarz ze sprawcą. Moje oczy nie mogły uwierzyć. To był mój trener!
-No mała chyba trenowałaś troszeczkę. Może potrenujemy razem,ale chyba nie mam na myśli koszykówki. -przypchnął mnie znów do ściany chwytając za nadgarstki. Byłam okropnie przerażona. Ten koleś jeszcze wczoraj normalnie trenował ze mną i z dziewczynami kosza a dziś? Dziś jest potworem. Potworem,który chce mnie zgwałcić! Użyłam tyle siły ile tylko miałam i zaczęłam się drzeć jak nigdy. Na moje szczęście przebiegł pan Thomson, ochroniarz.
Oderwał go ode mnie i pare razy pożąnie uderzył. To był jakiś koszmar. Gdy 'mój trener' leżał już nieprzytomny wezwał karetkę i podbiegł od razu do mnie.
-Dziecinko,nic ci nie jest? Wszystko dobrze? - spytał. Ja stałam tam zapłakana w jakimś transie i ciągle miałam przed oczami tego sukinsyna.
-Wszystko dobrze. - powiedziałam i ubrałam na siebie wcześniejsze ubrania.
Syn pana Thomsona- Jake zawiózł mnie do domu i odprowadził pod same drzwi.
-Na pewno dobrze się czujesz?
-Tak. Już tak, dziękuję. -dodałam i weszłam do domu. Rodzicom nic nie odpowiedziałam,a tak jak stałam tak położyłam się i marzyłam żeby jutro nie wstać, żeby się nie obudzić.
*************************************************
I oto rozdział 1!
Mam nadzieje, że chociaż trochę się wam podoba.
Prosze o jakiekolwiek komentarze,bo to naprawdę ważne.
Z góry dzięki <3

niedziela, 16 czerwca 2013

Heloł!

Siemka!
O to mój nowiutki bloggg!!!
Będę w nim pisała opowiadanie.
Wszystkie moje siorki <beliebers> teraz czas na was!
O to opowiadanie o Justinie..<3
Myślę że wam się spodoba...
Oczekujcie 1 rozdziału...niebawem się pojawi..